LIBERTY górą
Przed tym spotkaniem obie drużyny miały tę samą liczbę punktów. Zawodnicy LIBERTY zanotowali jednak o jedną porażkę mniej i dlatego zajmowali piąte miejsce. Ciężko było wskazać faworyta, zapowiadało się co najmniej ciekawe piłkarskie wydarzenie.
Pierwsza połowa to głównie wymiana ciosów między obiema ekipami, akcje w polach karnych niezakończone golami. Nieprzyjemna sytuacja spotkała bramkarza COMPENSY w 12 minucie, gdy to wychodząc do piłki niefortunnie ustawił stopę, w kolanie coś strzeliło i Marcin Sobstyl nie mógł o własnych siłach zejść z boiska. Pomoc została mu udzielona, nie było jednak szans by wrócił na plac gry.
Dwie minuty po tym zdarzeniu team z Alei Jerozolimskich wyszedł na prowadzenie. Karol Domżała popędził prawą flanką i będąc już tuż przy linii końcowej mocno wstrzelił futbolówkę w pole karne rywali. Niesforna piłka postanowiła odbić się od nogi Bartłomieja Boguckiego i zasmucić zawodnika, któremu pierwszy raz zdarzyło się wbić tak zwanego „swojaka”.
Samobój był więc jedynym trafieniem w pierwszej połowie, obie ekipy prezentowały wysoki poziom i udało im się przeprowadzić wiele akcji na bramkę przeciwnika, brakowałem zwykłego farta.
Drugą połowę rozpoczął atomowym strzałem z prawej nogi Mohamed Sadafi, nasz zagraniczny gość bardzo dobrym, siłowym uderzeniem wyrównał stan rywalizacji. Chwilę później mogło być już 2:1, ale w piłka po strzale Michała Kamińskiego trafiła w słupek. Musiało minąć sześć minut zanim Kamiński dopiął swego. Wykorzystał bardzo dobre podanie od Karola Woźnicy i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Czas uciekał, a oba teamy zaczęły grać bardziej otwarty futbol, dzięki temu mecz nabrał dobrego tempa i stał się jeszcze przyjemniejszy dla oczu postronnych. Cztery minuty przed końcem zespół LIBERTY wyszedł z szybką kontrą okraszoną ładnym golem Pawła Niskiego z prawego sektora boiska.
Emocje w pierwszej połowie zbliżone były do tych na grzybobraniu, ale już w drugiej odsłonie śledzenie spotkania stało co najmniej interesujące i nikt nie myślał o przysypianiu. Panowie z Chocimskiej awansują na najgorsze dla sportowca miejsce, a więc czwarte. Już w przyszłym tygodniu widzimy się w Praskiej Arenie Futbolu i miejmy nadzieję, że dla obu ekip będzie to miejsce bardziej szczęśliwe.
Damian Ambrochowicz