Pracowite "Pszczółki" z RUVILLE ogrywają ubezpieczycieli
Oj mocni są zawodnicy RUVILLE. Po raz kolejny udowodnili to w spotkaniu z COMPENSĄ. Po pierwszej połowie nie dało się co prawda wyłonić pewnego zwycięzcy, lecz druga część spotkania rozwiała wszelkie wątpliwości. Pewna wygrana 5:1 pokazała, że z "pszczółkami" nie ma żartów i żeby ich pokonać trzeba się bardzo namęczyć. Wszyscy czekają na mecz na szczycie, czyli HIT 11. kolejki BAYER - RUVILLE. Tam to będzie się działo!
Choć po pierwszym gwizdku łatwiej składną akcję było stworzyć "ubezpieczycielom", to nie potrafili wyjść na prowadzenie, przeszkadzał im w tym Artur Lenarcik i jego koledzy z obrony. Słabszy początek żółto-czarnych pasów został później zrekompensowany z nawiązką.
Grę odmienił Tytus Sawa, który po swoim wejściu na murawę popisał się świetnym uderzeniem z dystansu, nie dając Piotrowi Stanikowskiemu szans na obronę. Niestety, była to jedyna bramka jaką zobaczyliśmy w pierwszej połowie, zapowiadał jednak to, co miało dopiero nadejść w drugiej odsłonie. Wtedy dopiero obudził się np. Maciek Cendrowski - człowiek z aspiracjami na przysłowiowego "złotego buta" i do tytułu króla strzelców.
W drugiej połowie "pszczółki" żądliły zdecydowanie częściej, z minuty na minutę, dostając jakby więcej wiary w siebie i to, co robią. COMPENSA przeszła do obrony i taktyki wyprowadzania kontrataków. Dzięki temu również mieli kilka dobrych okazji do pokonania Artura Lenarcika, lecz ich honor przed przegraną "do 0" obronił ten, który wcześniej trafił w poprzeczkę - Bartosz Okrasa.
Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 5:1 dla RUVILLE, ale nie wskoczyli jeszcze na pierwsze miejsce, ponieważ to dzielnie okupują „Niemcy” z BAYER'u, którzy po pięciu spotkaniach mają komplet punktów, a RUVILLE uzbierało ich 13 po sześciu meczach. COMPENSA uplasowała się na 7 pozycji, lecz to nic strasznego, patrząc na ich grę i formę na pewno powalczą jeszcze w czołówce, tak trzymać Panowie!