RWE - TOYOTA MH 1:2 (1:0)
FINAŁ o miejsce I
Piękny sen Toyoty
Choć był to ich dopiero pierwszy sezon w rozgrywkach ELIT SPORT, w pokonanym polu pozostawili wszystkich rywali. Zawodnicy Toyota Material Handling niespodziewanie pokonali RWE i wygrali całą V Ligę!
Po drodze do wielkiego finału ELIT V Ligi zawodnicy RWE wygrali wszystkie spotkania, a w pierwszym meczu z Toyotą Material Handling pewnie zwyciężyli 6:1, nic więc dziwnego, że byli upatrywani jako faworyci poniedziałkowego starcia.
Od samego początku starali się narzucić rywalom swój styl gry. Już w pierwszej minucie groźnie strzelał głową Patryk Jachym, myląc się naprawdę minimalnie. W jego ślady szybko poszli również Paweł Wikło i Patryk Jurasik. Po przeciwnej stronie z kolei strzelali Tomasz Łachnik i Krzysztof Gąsiewski, ale bezbramkowy wynik nie uległ zmianie. Również wówczas, gdy oko w oko z Karolem Wrzoskiewiczem stanął Łachnik, golkiper RWE w świetnym stylu zatrzymał bowiem jego uderzenie. Energetycy stopniowo zaczynali przejmować kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, uderzenie Wikły z 14. minuty minęło jeszcze bramkę Arkadiusza Warpechowskiego, ale dwie minuty potem akcja Patryków Jurasika i Jachyma przyniosła wreszcie tego ostatniego gola, choć golkiper Toyoty MH był bardzo bliski zatrzymania strzału. Mimo wyjścia na prowadzenie zawodnicy w niebieskich koszulkach nie cofnęli się, dążąc do podwyższenia prowadzenia. Od czasu do czasu graczom w białych strojach udawało się groźne skontrować rywali, ale brakowało im spokoju i zimnej krwi przy ostatnim podaniu. Świetną sytuację miał ponownie Łachnik, ale i tym razem przegrał pojedynek z Rybickim. Pierwszą część meczu zakończył strzał w poprzeczkę Marcina Rosłonia.
Po zmianie stron „All whites” wzięli się za odrabianie strat - w 24. minucie tylko wpadnięcie w poślizg na zroszonej murawie przeszkodziło Wojciechowi Fabijańskiemu w oddaniu groźnego strzału z dobrej pozycji, po chwili sprytny strzał Gąsiewskiego tuż przy słupku obronił Rybicki. W dążeniach do przełamania strzeleckiej niemocy nie ustawał również Łachink. Po drugiej stronie co i rusz Warpechowskiego sprawdzali strzałami z dystansu Wikło i Rosłoń, ale golkiper Toyoty MH był tego wieczoru dysponowany naprawdę świetnie. Druga część spotkania przebiegła pod znakiem otwartej gry z obu stron - Toyota nie miała już nic do stracenia, a drugi gol dla RWE raczej przesądziłby sprawę.
Wreszcie, na dziesięć minut przed końcem piłka po rozegraniu rzutu rożnego trafiła do Fabijańskiego, a ten ładnym strzałem nie dał szans Wrzoskiewiczowi. Utrata gola mocno podrażniła Energetyków - na bramkę Warpechowskiego sunął atak za atakiem, swojego szczęścia próbowali niemal wszyscy zawodnicy RWE, ale bezskutecznie. Co więcej, to Toyota MH niespodziewanie wyszła na prowadzenie. Podanie Sławomira Dziewickiego trafiło do Gąsiewskiego, a ten strzałem w długi róg wprowadził kolegów w szał radości - piłka odbiła się jeszcze od słupka, a Wrzoskiewicz ponownie był bez szans. Do samego końca zawodnicy w niebieskich trykotach próbowali uzyskać trafienie wyrównujące, wycofali nawet bramkarza w ostatniej minucie, ale zdecydowanie nie był to ich dzień.
Niespodzianka, analogiczna do zwycięstwa Islandii nad Anglią w równolegle rozgrywanym meczu na Euro we Francji stała się faktem. Gracze Toyota Material Handling wygrali 2:1 i otwierając szampana mogli zaśpiewać „We are the Champions”.
Zawodnik meczu: Arkadiusz Warpechowski [Toyota MH]
Choć to Krzysztof Gąsiewski strzelił zwycięskiego gola, nie byłoby triumfu bez pewnej gry Warpechowskiego i jego fantastycznych interwencji.