Lwy szczerzą kły!
Wiemy wszyscy jak ten wynik wygląda na papierze, lecz rzeczywistość choć też brutalna to nie aż tak. ING niby przeszło przez ten mecz jak na spacerze w parku, lecz trzeba przyznać, że PGE S.A. też się swoje napracowali, co pokazali już na początku.
Już w 2. minucie Piotr Kaczorowski próbował sprytnie wykonać rzut rożny, lecz piłka odbiła się od słupka i już do bramki nie wróciła. Chwilę później znów kruchy blondyn popisał się odbierając dość wysokie podanie, piłkę przyjął w niemal ten sam sposób, co Zlatan Ibrahimovic w ostatnim meczu LA Galaxy. Nogą wysoko podniesioną przyjął sobie idealnie piłkę, lecz ta nie współpracując wyładowała tylko w rękach bramkarza.
Po tym wydarzeniu jednak już Zielonym nie było do śmiechu, gdy strzelać zaczęli Bankowcy. Można tutaj powiedzieć, że od tamtego momentu Łukasz Michalik, Michał Godlewski i Paweł Kubas piłką posługiwali się jak magicy, gdyż prawie każdy ich strzał kończył swój lot w siatce. Panowie konsekwentnie wykorzystywali też błędy obrony Energetyków, którzy trzykrotnie zgubili piłkę i pozwalali na spokojnie wykończyć sytuacje przeciwnikowi. Chyba jedyne, co zatrzymało wynik na tym, który ustalili Pomarańczowi to był czas, gdyż piłkarze dalej wyglądali jakby im było mało.
Plusy:
- niesamowita współpraca ofensywnego trio ING zapewniło cieplutkie trzy punkty, a nam fantastyczne widowisko
- trzeba rownież pochwalić konsekwencję, z którą grali Pomarańczowi. Przez cały czas dawali z siebie wszystko i nie spoczęli na laurach
- nie możemy też zapomnieć wspomnieć o Piotrze Kaczorowskim, który mimo niesprzyjającego przebiegu zdarzeń zaprezentował nam kilka bardzo dobrych akcji
Minusy:
- brak skuteczności graczy PGE była dla nich wyraźnie frustrująca. To nie był dzień graczy z ul. Mysiej.
Zawodnik meczu: Łukasz Michalik [ING]
Widoczny wszędzie i zawsze pod grą. Ma wszystko aby zostać królem asystentów, gdyż w tej roli chyba jest niezastąpiony w swojej drużynie.