Klątwa remisów
Są remisy, które traktuje się jak zwycięstwa, tak jak Polacy traktują słynny remis na Wembley. Dla Tytoniarzy jednak podział punktów to bardziej powód do smutku, niż do radości, zwłaszcza, że to już ich trzeci.
Zawodnicy PHILIP MORRIS mogą mówić już o prześladującej ich klątwie. Jak do tej pory na 5 meczów 3 zakończyli remisem. W tym starciu ciężko było myśleć o wygranej, bo naprzeciw Niebieskim stanęła drużyna COMPENSA, która nigdy nie odpuszcza. Zaczęło się od gola Janka Barana, który miał rozwiązać worek z bramkami, a tymczasem zawiązał go bardzo szczelnie i aż do końca pierwszej połowy więcej bramek nieuświadczyliśmy.
Dopiero w drugiej odsłonie receptę na to znalazł Karol Domżała, jego niezawodna prawa stopa umieściła piłkę w samym okienku bramki rywala. Następnie podróż z nieba do piekła w ciągu dwóch minut przebył Andrzej Pałęga. Najpierw niefortunnie próbował wybijać piłkę i trafił do siatki Jarka Dusińskiego, a niecałe 120 sekund później Andrzej, pełny sportowej złości, ruszył z wysokim pressingiem i ze stoickim spokojem pokonał bramkarza przeciwników. Obie drużyny walczyły jeszcze o zmianę wyniku. Przed wyborną szansą stanął Domżała, który wykonywał przedłużony rzut karny, ale Damian Szmagliński wyczuł jego zamiary i popisał się efektowną paradą.
Już w przyszłym tygodniu obie drużyny czeka trudna przeprawa - Ubezpieczyciele staną w szranki z ekipą SPIE, natomiast Tytoniarze skrzyżują nogi z Farmaceutami z BAYERU.
Zawodnik meczu: Andrzej Pałęga
Trzeba niezwykłego charakteru, aby po strzeleniu samobója ruszyć na rywala z pełną determinacją i odrobić stratę.
Damian Ambrochowicz