Zła passa przerwana
QQA Interactive wygrała w pierwszej kolejce, a w kolejnej podzieliła się punktami, od tego czasu męczyła ten zespół passa samych porażek, którą wreszcie udało się przerwać.
To upragnione zwycięstwo nie przyszło jednak tak łatwo jak zjedzenie porannej jajecznicy. Oranje musieli się zdrowo napracować, zwłaszcza w końcówce, opuścić murawę w dobrych nastrojach. Pierwszą połowę wygrali zawodnicy Kantar MILLWARD BROWN, którzy dwukrotnie wychodzili na prowadzenie. Najpierw wynik spotkanie otworzył świetnie dysponowany Marcin Rączka, po chwili wyrównał Łukasz Siewielec, ale szybko zripostował go Daniel Osiński. Statystycy często próbowali swoich sił w uderzeniach z dystansu, ale czujny jak zawsze był Jakub Wojtkielewicz.
Informatycy nie zamierzali jednak oddać pola bez walki i wyszli na drugą odsłonę jeszcze bardziej zmotywowani. Nieodzowny w odrabianiu strat okazał się Michał Szymanek, który dwukrotnie pewnie wykorzystał rzut karny. Najpierw w jeden róg bramki, a potem drugi. Z drugiej strony świetnym uderzeniem popisał się Andrzej Wijaszka, więc na świetlnej tablicy mieliśmy remis.
Czas uciekał, a podział punktów był nikomu nie na rękę. Obie drużyny atakowały, wychodziły z błyskawicznymi akcjami i testowały refleks bramkarza. Końcówka należała jednak do Oranje, a głównym aktorem był Łukasz Siewielec. Popularny „Siwy” odkrył w sobie duszę prawdziwego snajpera. Dwukrotnie świetnie odnalazł się w polu karnym, przyjął podanie i mocnym strzałem nie dał żadnych bramkarzowi. Łukasz grał tego wieczoru naprawdę dobre spotkanie, mijał rywali na pełnej szybkości, uderzał z dystansu, jeżeli było trzeba to również rozgrywał. Statystycy próbowali jeszcze wyrównać rzutem na taśmę, ale udało się tylko zmniejszyć wynik po trafieniu Michała Żurowskiego.
Obie drużyny pokazały ofensywny potencjał, ale wygrała, ta która wykazała się większą skutecznością. Ciekawe czy to będzie początek nowej, tym razem zwycięskiej serii, QQA Interactive.
Zawodnik meczu: Łukasz Siewielec [QQA Interactive]
Potrafi zrobić różnicę, wziąć na siebie ciężar gry, ale także wykończyć akcję drużyny, prawie jak Miro Radović.
Damian Ambrochowicz